Przejdź do treści
Przykładowy Banner
Przejdź do stopki

Legendy

Treść

Legendy ropskie

 

   LEGENDA O ROPIE NAFTOWEJ

 Legenda o Ropie, spisana przez długoletniego biegłego taksatora sądowego w Szymbarku głosi, iżBardzo dawno temu, kiedy naszą ziemię zamieszkiwali ludzie olbrzymy, zło szerzyło się wokół. Szkodzili oni sobie wzajemnie, nie przestrzegali przykazań bożych, nie szanowali dobrych obyczajów. Złe duchy ciągle jątrzyły, podjudzały zwaśnionych, potęgując w nich najgorsze cechy: pychę, zazdrość, nienawiść. Ciągłe swary, kłótnie wypełniały im czas. Pan Bóg coraz trudniej znosił ten widok. Ostrzegał ludzi różnymi znakami, zsyłając na nich klęski w postaci niekończących się powodzi, morowego powietrza i głodu. W ten sposób dawał im czas na opamiętanie i poprawę. Ale oni byli wciąż źli i niepoprawni. Kiedy zło całkowicie opanowało umysły, serca ludzi, i nie było już nadziei na poprawę, Pan Bóg wezwał do siebie św. Michała i polecił mu zgładzić zuchwały naród. Wśród niebywałych ciemności, przy piekielnym grzmocie piorunów, oślepiających błyskawicach, posypała się z nieba lawina bloków skalnych, kamieni i piasku. Ziemia zbita i pokaleczona złomem skalnym jęczała z bólu. Długo jątrzyła swoje rany cieczą wydobywającą się z jej wnętrza. Ta ciecz to właśnie ropa.       

 


   LEGENDA ZWIĄZANA Z NAZWĄ MIEJSCOWOŚCI

Kiedyś, dawno temu na polowanie wyruszył magnat Gładych. Podczas wyprawy oglądał swoje posiadłości, na których znajdowało się dużo lasów, a w nich mnóstwo dzikiej zwierzyny. Jadąc od Grybowa znalazł się na górze Chełm. Tam przygotowano mu posiłek. Magnat postanowił jednak jechać dalej w dół do osady Cymbałów. Gdy poczuł pragnienie wysłał służbę po wino. Mieszkańcy Cymbałowa nie znali tego napoju, zamiast niego piękna dziewczyna o imieniu Ob przyniosła mu serwatkę. Wówczas Gładych pomyślał: "Jaka nazwa osady, tacy i ludzie". Urzeczony urodą dziewczyny postanowił zabrać ją ze sobą i nigdy już do wsi nie powracać. Śliczna Ob zaczęła jednak tęsknić za domem, więc magnat wrócił z nią do osady. Obok jej rodzinnej chaty został zbudowany dwór, w którym zamieszkali małżonkowie. Gładych postanowił też zmienić nazwę wsi na Ropa.

 


      WIELKI SABAT CZAROWNIC NA GÓRZE CHEŁM

        Z dawien dawna chodziły słuchy o wielkim kongresie czarownic, który odbywał się w dzień św. Łucji w parzyste lata na szczycie panującej nad okolicą góry Chełm. Od góry Chełm przychodzi nad  Gorlice większość burz i huraganów, a gwałtownym wiatrom towarzyszą przenikliwe wycia, gwizdy, piski i zawodzenie. Stamtąd przynosili płanetnicy w okolicę Gorlic chmury gradowe występowały nawet oberwania chmur i powodzie. Odpędzić chmury gradowe i zapobiec oberwaniu chmury można było tylko dzwonieniem specjalnie przygotowanych i poświęconych dzwonków i przez powszechne palenie gromnic. Szczególnie dużo zjawisk atmosferycznych występowało w okresie wyborów delegatów na Wielki Kongres, które przeprowadzane były przez cały poprzedzający rok.

Wszystkie czarownice brały udział w kongresie z urzędu, jedynie pozostałe ugrupowania nieczystych sił dokonywały w swoich środowiskach wyboru delegatów. Delegatów na Wielki Kongres wybierały osobno topielice, mamony, boginki, gnieciuchy, upiory, demony, płanetnicy i wszystkie pozostałe służby piekielne. Trzeba było w tym czasie bardzo uważać, bo walczące o władzę demony wyprawiały wściekłe harce, były rozdrażnione. Wciągały więc w wiry kąpiących się ludzi topielice, dusiły odpoczywających gnieciuchy, podmieniały dzieci boginki podrzucając odmieńców, rzucały czary na ludzi i zwierzęta czarownice i upiory, wprowadzały na manowce, paryje, bagna i przepaście strzygi, mamony i różne demony. Bardzo często sprowadzały na ludzi - to całe walczące paskudztwo - uroki i choroby. Wtedy nawet zamawiacze nie mogli nadążyć z robotą. Nie trzeba podkreślać, że największe nasilenie ekscesów tych wszystkich nieczystych sił następowało w czasie samego kongresu, który trwał okrągłą dobę. Wtedy najlepiej było palić gromnice profilaktycznie, bo nigdy nie wiadomo, co taki nieczysty kongres wymyślił.  Wielkiemu Kongresowi przewodniczyła Wielka Wiedźma od Nowego Sącza, która była ogromna, że kiedy wzlatywał w powietrze na miotle to robiło się ciemno, bo zasłaniała więcej niż połowę słońca. Padał wtedy wielki strach na wszystko co żyło. Całe szczęście, że kongres rozpoczynał się o północy i że czarownice i delegaci zlatywali się w nocnych ciemnościach. W 1938 roku, kiedy to wszystko paskudztwo postanowiło odpowiednio przygotować się do nadchodzącej wojny, wybory delegatów w rejonie Grybowa opóźniły się i prezeska musiała interweniować w strasznej bijatyce mamon, boginek i topielic. Spóźniła się wtedy  Wielka Wiedźma kilka godzin na Chełm i leciała z eskortą już rankiem.

Trudno nawet opisać co się wyprawiało w tym czasie na szczycie Chełmu. Huki, wrzaski, piski, gwizdy, jęki, zawodzenie, huraganowe wiatry, zawieje, ciemno i szaro. Po południu przeleciał nawet nad nieboskłonem ogromny meteor, jak kometa ciągnąc za sobą ogromny warkocz. Tak się zmawiały te wszystkie złe siły, aby mścić się na ludziach za to, że im nie chcą służyć i wdzierają się wszędzie w ich środowisko. Któż to zresztą może wiedzieć dokładnie? Może broniły ginącej przyrody? Może dlatego tyle ludzi zginęło w lata wojny, że wszystko sprzysięgło się przeciw człowiekowi, który nie chciał szanować starego porządku? W każdym razie podsłuchali ludzie z Wawrzki i z Podchełmia jak czarownice i demony namawiały delegata Piekieł, aby ten wysłał w bój swojego najwierniejszego palatyna Adolfa Hitlera. Już wiemy, że petycje zostały wysłuchane. Całe szczęście dla ludzi, że te nieczyste, konserwatywne siły przegrały tę tytaniczną walkę o przyszłe losy świata. Potem przyszły nowe czasy, kiedy zwycięski człowiek zaczął wprowadzać nowe porządki. Nie wiadomo, czy to powszechne kropienie święconą wodą wszelkich uroczysk pomogło – dosyć, że ludzie odetchnęli. I jeśli nawet od tego czasu kongresy na Chełmie się odbywały, to działały w konspiracji nielegalnie.

Podobno nawet ostatnio przeniosły się na Maślaną Górę, gdzie najmłodszy Płanetnik Maziu – życzliwy ludziom – bywa maltretowany przez upiory i mamony, a jego rozpaczliwy płacz powoduje słoty a nawet powodzie…

Oprac. na podstawie: "Klechdy Gorlickie" - Władysław Boczoń, Gorlickie Towarzystwo Regionalne im. W.Pola, 1999r.

 

86849